Archiwum 21 listopada 2003


lis 21 2003 Może mały romansik?...
Komentarze: 0

Spotkalam się z nim. I naprawdę świetnie się bawilam. I - by nikt mnie o nic nie podejrzewal - nie poszlam z nim do lóżka (z resztą nie bylo jak). I tak sobie myślę... Może by tak may romansik?... Oboje się sobie podobamy, więc problemu by z tym nie bylo. Zanim ktoś zechce mnie zlinczować muszę napisać istotną rzecz:

MYSLĘ O ROMANSIE PSYCHICZNYM!

Chodzi mi o taki pseudo romansik. Tzn. by się ze sobą spotykać, bawić się razem, szaleć...Ale bez jednoznacznego kontaktu fizyznego. Coś takiego jak chodzenie ze sobą w pierwszych dniach znajomości (przynajmiej za moich czasów tak bylo). Może nawet pokazywanie się razem w towarzystwie, ale jako przyjaciele. On nazwal coś takiego zdradą psychiczną. Ale bynajmniej nie mial wyrzutów sumienia. Ja też bym nie miala. Co innego, gdybym się w nim ostro zakochala - to juz uznalabym za psychiczną zdradę. Ale wspólną zabawę?... Myślę, że obojgu nam potrzeba czegoś takiego. Mój związek stal się jakiś taki szary, codzienny, potrzebuję jakiejś odmienności. Jemu też nudzi się już trochę w mażeństwie, ale twierdzi, że świnią nie jest - żony by nie zdradzil (przynajmniej fizycznie). Dziś bawilam się fenomenalnie o czulam wyjątkowo. Mimo, że bylo w gruncie rzeczy calkiem zwyczajnie. Umówiliśmy się już wstępnie na następne spotkanie. I myślę, że zaczątek tego psychicznego romansu mia już dziś miejsce.

Byliśmy u jego kumpla. Zostalam przedstawiona jako koleżanka z pracy (qmpel zna jego żonę) - choć wcale nie mam pewności, czy ktokolwiek w to uwierzyl (choć może?...). Zostalam wpisana w jego komórkę pod haslem "praca", tak więc czysta konspiracja. Coś w tym musi być. Ja bylam bardziej szczera, bo wszystko swojemu facetowi powiedzialam. Co nie zmienia faktu, że też mam ochotę na ten romans.

Czy to zle, że chcę przez chwilę pobyć z kimś "na niby"?...

addie : :